Serwis wspinaczkowy tworzony przez łojantów dla łojantów

Ciosowa – miejsce nie dla miłośników fast food-ów.

    Nadchodzi wiosna, a z nią jak zwykle porcja złudzeń i nadziei związanych z kolejnym letnim sezonem wspinaczkowym. Jaki by nie był, wiem gdzie go rozpocznę – tak jak co roku w podkieleckiej Ciosowej, a jest ku temu kilka powodów.
Najważniejszy – skała! Trójkąt jaki tworzą nieczynne kamieniołomy w Ciosowej, Wykieniu i Tumlinie, to chyba jedyna taka wyspa czerwonego piaskowca w Polsce. A przynajmniej ja nigdzie indziej w naszym kraju nie spotkałem takiej skały. Ten w Ciosowej jest największy, najładniej położony, wysoko na zboczu góry, z ekspozycją południową, co pozwala cieszyć się klasycznym wspinaniem przez okrągły rok, o ile tylko świeci słońce. Owszem skała nie powala wysokością bo drogi mają od 10 do 15m długości, ale jest niezwykle przyjemna w dotyku.
Inny, też bardzo ważny – cisza, spokój, brak tłoku. Można w tym momencie zakrzyknąć – paradoks! Miejsce niby wykwintne, do tego łatwo dostępne, a tłoku nie ma – coś tu nie gra! Nie, nie jest to paradoks – po prostu Ciosowa to oczywisty dowód na tezę, że gdzie nie ma ułatwień, tam tłok nie występuje.
Podstawowy brak z jakim mamy tu do czynienia, to brak stałych punktów asekuracyjnych, zarówno przelotowych* jak i stanowiskowych – i to właśnie ta „niedogodność” powoduje, że nie każdy chce i może się tu wspinać. Do tego asekuracja opiera się przede wszystkim na mechanikach i to w secie większym niż utarło się uważać za podstawowy (#.5~#3 BD), który nie zaszkodzi zdublować. Nie od parady jest posiadać czwórkę be-de, a i piątka się może przydać. To samo dotyczy „dołu skali” – często przydają się „mikrusy” Metoliusa od 00 do 1 lub ich ekwiwalenty. Owszem zamiast dublować mechaniki możemy posłużyć się heksami, pamiętając jednak, że w okapach i poziomych rysach będą miały zastosowanie ograniczone. Roksy siadają sporadycznie, większe rozmiary w zasadzie są niepotrzebne. Oczywiście powyższe dywagacje sprzętowe dotyczą zwykłych śmiertelników – osobnicy z zastawem podstawowym ukierunkowanym na „bułę, technikę i moral” mogą sobie takimi drobiazgami głowy nie zaprzątać. Ewentualnie można z liną od góry, ale konfiguracja terenu powoduje, że nawet trywialne założenie wędki się nieco komplikuje – drzewa oddalone są od krawędzi wierzchowiny po kilka metrów, ta na ostatnim metrze-dwóch jest krucha, co powoduje, że dobrze jest dysponować dodatkowym sznurem długości 20m. Taka konfiguracja i często zagmatwany przebieg dróg (trawersy, przewinięcia między okapami) powodują, że najkorzystniej jest wspinać się w niemodnym dziś w skałach zespole, prowadząc linę dwutorowo (warto mieć linę połówkową, gdy taką nie dysponujemy, złożyć linę pojedynczą na pół), a po skończeniu wspinania zejść ścieżką pod skały.
Jeśli po przeczytaniu powyższego macie skojarzenia z angielskimi gritami, to są one jak najbardziej uprawnione, z tym, że skała jest a’la Indian Creek.
Niestety muszę wspomnieć o zgrzytach. Pierwszy formalny – Ciosowa to pomnik przyrody nieożywionej, o wciąż nieuregulowanym statusie wspinania – niemniej moja dziesięcioletnia praktyka pokazuje, że problemu z dostępem do skał nie ma…pod warunkiem traktowania miejsca z należytym szacunkiem, z czym w przeszłości różnie bywało, ale o tym za chwilę. Do tego trwają zaawansowane rozmowy lokalnego Środowiska i Inicjatywy NS z odpowiednimi władzami, które w kontekście ostatniego sukcesu jakim było udostępnienie do wspinania części podkieleckich rezerwatów, pozwalają zakładać optymistyczne zakończenie. Drugi zgrzyt jest estetyczny, nierozerwalnie związany z historią eksploracji rejonu – mowa o kutych tu i ówdzie dziurach, tych pod ringi i tych pod palce. Otóż w latach ’90 pewien nieokiełznany Maniak Skalny, twórca kultowych już przewodników o takiej właśnie nazwie, uważał że właśnie „odkrył” miejsce i postanowił je urządzić na swój wzór i podobieństwo. Czyli powbijał ringi nie bacząc, czy robi to w gładkich płytach, czy obok rys, wykuł w miejscach gdzie nie puszczało mniejsze i większe dziury (to się elegancko nazywa „zrównoważanie trudności”), do tego dorzucił tuż nad ziemią ciąg klameczek, żeby było się na czym rozgrzewać, a całość głośno zaanonsował w ogólnopolskim czasopiśmie górskim. Na efekty nie trzeba było czekać zbyt długo, a i one same mało zaskakujące były – konserwator przyrody nakazał usunąć całe żelazo ze ścian i przegonił wspinaczy na cztery wiatry. Zaznaczam – nie chodzi mi tu o dywagacje z zakresu etyki – a jedynie estetyki – wielu z nas, nawet nie wiedząc o tym, ciągnęło w swoim wspinaczkowym żywocie z kutych, a przynajmniej rasowanych dziur jurajskich – tu niestety każda, nawet najmniejsza wykuta dziura „głośno krzyczy” w gładkiej płycie budząc niesmak…dlatego uprzedzam.
Do tego, żeby się tu dużo powspinać w ładnej skale, należy poruszać się swobodnie w stopniu sześć – rzekłbym bardzo swobodnie – najlepiej pokonywać takie trudności sajtem – po prostu trzeba mieć zapas na osadzanie asekuracji, czy też zdmuchnięcie piasku z klamki przed zadaniem z niej (co na początku sezonu lub po intensywnych deszczach się zdarza). Nie znaczy to, że łatwiejszych dróg nie ma. A owszem są i trójki-czwórki, niektóre bardzo długie 30sto metrowe linie, pokonywane czasem dwoma wyciągami – ale nie oszukujmy się – wiodą one formacjami gdzie skała jest delikatnie mówiąc nienajlepszej jakości, a w tym artykule skupiam się na perełkach skoncentrowanych w lewej części kamieniołomu. Wszystkie opisane niżej linie (z wyjątkiem oczywista jednej) znam z autopsji.

Zatem – otwieram kolekcję:

Okapik (VI) – absolutny klasyk rejonu z przedziału sześć. Śmiała linia poprowadzona wg prastarych wzorców, czyli klucząc przez najsłabsze punkty ściany – stojąc pod nią nie dajemy wiary, że ma mieć tylko tyle. Zalecane uważne prowadzenie liny, odpowiednie przedłużanie przelotów oraz koncentracja w kluczowych trudnościach, gdyż ewentualny lot nie będzie przyjemny. Od dwóch lat dzięki pracom czyszczącym kolegi z Łodzi wersja wyjściem na wierzchowinę stała się łatwiejsza i bardziej popularna, ale do bezpiecznego zaasekurowania się na tym odcinku będziemy potrzebować małych mechaników. Jeśli nimi nie dysponujemy, możemy śmiało skończyć drogę na wybitnej półce przed ostatnim litym filarkiem lub naprzeć z solidnym przelotem pod nogami.
Okap (VI.1+/2) – to poważniejszy klasyk z wyższego przedziału cenowego. Startuje tak jak wyżej opisany Okapik, ale po paru metrach miast odbijać skośnie w prawo uderzamy wprost w wywieszający się nad głową okap, który pokonujemy na pełnym wyłożeniu okraszonym wyjazdem nóg. Kruks ubezpieczany jest dwoma-trzema małymi mechanikami lub średnią kosteczką bezwzględnie zabezpieczoną przed wypadnięciem małym mechanikiem. Jeśli dysponujemy zapasem i przyblok nam niestraszny, to widzimy jak osadzamy, w innym przypadku skazani jesteśmy na metodę Braille’a, a przeloty możemy ocenić ruszywszy w trudności. Warto, ba należy iść na linie podwójnej – zaręczam, że po stanięciu nad krawędzią okapu każdy poczuje się lżejszy.
Krwawa Pięść (VI.1) – nazwa jednoznacznie opisuje charakter drogi. To w zasadzie jedyna linia (z przedziału „dla ludzi”) w rejonie gdzie sklinować się bezwzględnie powinniśmy, w innym przypadku trudności odczujemy jako dużo wyższe. Trudności drogi asekurowane pancernie żółtym camem – widziałem tam loty ponad stukilowych słoni. W górnej części droga biegnie wspólnie z Okapikiem (aczkolwiek istnieje wyjście na wprost poprowadzone przez Makara – tak robiona droga ma wdzięczną nazwę Diretka, trudności wyjścia sięgające stopnia VI.2 i brak powtórzenia).
Zygzaki (VI- lub VI) – trudności zależą od tego czy decydujemy się robić Prawego czy Lewego – oba oferują kilkumetrowy trawers „na rękach” do wspólnej rysy wyjściowej. Lewy jest nieco trudniejszy, ale lepiej asekurowany. Na Prawym potrzebny duży (#5 BD) mechanik do ubezpieczenia trawersu. Na lewym przydatny #4, ale przy zachowaniu spokoju można się bez niego obejść.
Dzień Świstaka (VI.5+/6 lub VI.4+) – to zeszłoroczna nowość. Stara droga hakowa, znana w kieleckim środowisku pod nazwą Siedem-Jeden Projekt, biegnąca cieniutką wydupiona ryską, skutecznie powstrzymująca od kilku lat ataki czołówki lokalnej. Padła pod szponem Marcina Flowera Poznańskiego, który zagiął na nią parol w ramach swojego projektu „Trad Trip”. Prace trwały kilka dni, rozłożone na co najmniej dwa miesiące i jak wskazuje nazwa było dość monotonnie – jak mówił autor prowadzenia: „każdy dzień był taki sam – dom – samochód ze 200km – podejście – wstawka jedna, druga, trzecia – ból w palcu – plaster – znów wstawka jedna druga trzecia – znów samochód i dom – a tych dni pięć-sześć…”. Rozbieżność wyceny bierze się z parametryczności drogi – otóż kruks drogi to bardzo długie sięgnięcie do słabego sklinowania końców palców w przypadku Marcina (stąd tak duża cyfra), ale już w przypadku Krzysia Rychlika (autora pierwszego powtórzenia) dysponującego dużo mniejszym rozmiarem dłoni, a równie tęgim przypakiem jest to dobre sklinowanie palców. Ostateczną wycenę ustalą kolejne powtórzenia.
Zacięcie (V-) – jedyna z łatwych dróg wiodąca dobrej jakości skałą. Lita, bezpieczna, askekurowalna zestawem standardowym – idealna zapoznanie się ze specyfiką wspinania w rejonie.
Powyższy zestaw dróg nie wyczerpuje potencjału miejsca – ograniczony możliwościami druku skupiłem się jedynie na wizytówkach rejonu. Jest jeszcze kilka wartościowych linii i kombinacji, a i dla perwerantów też coś się znajdzie – np. Kominowa Perystaltyka prowadząca kominem za VI+, już sama nazwa wystarczy…czy też krótkie, a treściwe Wiszące Zaciątko, wiodące małym slotem zawieszonym wysoko nad glebą.
Generalnie zauważyłem pewną prawidłowość – łojanci którzy byli w tym miejscu dzielą się na dwie kategorie – tych, którzy zakochują się od pierwszego wejrzenia i często wracają oraz tych, co zawiedzeni nigdy już nie przyjeżdżają – nie ma tu miejsca na letnie uczucia. A kto zrobi na Ciosowej wszystko co ładne, w nieodległym Tumlinie ma kolejne wyzwania – fakt, że w mniejszej ilości, ale jakościowo nie wiem czy nie lepsze.

Informacje praktyczne

Dojazd

Z Kielc jedziemy drogą krajową nr 74 w kierunku Piotrkowa Trybunalskiego/Łodzi (jeśli jedziemy z Warszawy lub Krakowa to należy w odpowiednim miejscy zjechać z obwodnicy). Widząc tablicę Miedziana Góra zwalniamy do przepisowej prędkości i kontynuujemy jazdę zachowując czujność. Za miejscowością pilnie wypatrujemy zielonego drogowskazu o treści „Ciosowa 0,5”, i skręcamy zgodnie z nim w lewo. Po kilkuset metrach jazdy (z lewej strony mijamy domy, z prawej las) po prawej pojawi się szutrowa zatoka parkingowa. Tu zostawiamy samochód i udajemy się czerwono znakowanym szlakiem pod górę.

[map style=”width: 400px; height:300px; margin:20px 20px 20px 20px; border: 1px solid black;” marker=”yes” lon=”20.53357″ lat=”50.948559″ maptype=”HYBRID”]

Zasady

Nic szczególnego – jak to w skałach – nie używamy młotka. Możemy wędkować, osadzać kości, magnezjować – oczywiście warto po sobie zbyt duże białe placki podczyścić. Należy unikać wspinania bezpośrednio po obfitych opadach. Pamiętajmy, że choć twardy i drobnoziarnisty, to jednak wciąż piaskowiec. Na szczęście wystawa południowa sprzyja szybkiemu schnięciu.

Możliwości

Pomimo znacznego wyeksplorowania ciągle są możliwości, prowadzenia nowych efektownych dróg – choć należy powiedzieć, że spod znaku „R”. Dzień Świstaka wciąż czeka na wyprostowanie dołu (droga został wyprostowana przez Krzyśka Rychlika i Mateusza Haładaja – dopisane w 2012). Drugą możliwość stanowi poprowadzenie od nowa dróg Maniaka Skalnego, które od czasu usunięcia ringów robione są tylko TR, a i to sporadycznie. Kierunek ten otworzył lokalny wspinacz Krzyś Juszczyk dając drugie życie drodze Denaturacja Białka (VI.3+ W/R), poprowadzonej bez użycia kutej chamsko dziury. Na tych drogach również trzeba liczyć się z ryzykiem na pierwszych 5-6m – ostatecznie kiedyś miały po 3-4ry wpinki – zminimalizować je można używając krasza, z jego użyciem właśnie padła w/w Denaturacja (drogę bez krasza powtórzył Przemek Klenio Klentak– dopisane w 2012).

Topo

Najbardziej aktualne (choć nie wyczerpujące tematu) znajdziemy pod adresem: http://www.ska.org.pl/topo/ciosowa.html
Szczegółowych, aktualnych informacji można zasięgnąć u lokalsów, a dla sympatycznych klubowiczów drzwi mojego domu są zawsze otwarte, w miarę możliwości służę towarzystwem, radą czy wsparciem sprzętowym.

* – no dobra – gwoli rzetelności – są dwa ringi na drodze Garstka Piasku – ale to balder w zasadzie, a ringi osadził Herman gdy był jeszcze malutki, ręcznie wiercąc otwory – zostawiliśmy je na pamiątkę…

Paweł dr know Olendzki

Uwaga: powyższy artykuł po korektach redakcyjnych ukazał się w biuletynie informacyjno-propagandowym KW Warszawa „A/ZERO” nr 18 (zima 2011);