Za sprawą Przemka Klenia Klentaka (ŚKA Kielce, KW Warszawa) podkielecka Ciosowa – nasz eksportowy, piaskowcowy ogródek wspinania na własnej – wzbogaciła się o kolejną wartościową linię o wdzięcznej nazwie Melancholia. Mowa o rozwiązaniu problemu wiodącego powietrznym kantem, położonym tuż na prawo od wąskiej ryski, którą wiedzie znana droga Marcina Flowera Poznańskiego – Dzień Świstaka, pierwszy ekstrem Ciosowej.
Dzień Świstaka, oprócz kilku powtórzeń, doczekał się również eleganckiego prostowania – za sprawą mocarnego duetu w składzie Krzysiek Rychlik i Mateusz Haładaj, którzy doszli do wiszącej ryski nieasekurowalnym kantem, nadając tak poprowadzonej linii nową nazwę – VII.1 (szczegóły tego przejścia tu: http://wspinanie.pl/serwis/201104/13ciosowa-siedem-jeden.php).

(fot. Małgorzata Wikar)
Nowość Klenia to tryptyk, który najpierw wykorzystuje wyżej opisany kant startowy, następnie przez okapik przewija się w prawo na płytkę, by ponownie, kierując się w lewo powrócić do kantu i nim wyjść na wierzchowinę. Pozornie wydaje się to nieco zagmatwane, ale stanowi zgrabny, logiczny i…najłatwiejszy sposób na rozwiązanie tego kawałka skały.
(fot. Marcin Wojak Staniec)
Dwie, dzielące poszczególne fragmenty drogi przerwy, to jednocześnie naturalne momenty/miejsca na osadzenie asekuracji, która mówiąc eufemistycznie – nie jest najlepsza. Sprawę lapidarnie podsumował lokalny siłacz Herman – Przejście naprawdę z najwyższej półki. Jeśli chodzi o powagę, to Dzień Świstaka jest przyjemnościową przechadzką w porównaniu Melancholia, na której lot z pewnością byłby bardzo, bardzo nieprzyjemny – co ciekawe nie popełniając przy tym żadnego błędu ortograficznego!
Podczas przejścia Przemek zaasekurował się z zestawu trzech camów C4 (0.4, 0.5 i 0.7), osadzonych obok siebie w poziomej rysie, w nagrodę za przejście kantu i jednocześnie ubezpieczających wyłożenie się na plecy przy wyjściu na płytkę oraz z czarno-niebieskiego aliena wsadzonego w kieszonkę w prawej części płyty.

(fot. Marcin Wojak Staniec)

(fot. Marcin Wojak Staniec)
O ile pierwszy zestaw, w który wpinamy lewa żyłę liny jest bezdyskusyjny, to drugi przelot, w który wpięta jest prawa żyła, jest zdecydowanie wątłej konduity i jego zachowanie jest mocną niewiadomą. W przypadku jego wypadnięcie istnieje szansa, że skok asekuranta – ze skarpy jaka jest pod drogą, na dupę, zapobiegnie glebowaniu…ale póki co nie było okazji się o tym przekonać. Niemniej dla zwiększenie powodzenia takiej akcji warto zapewnić sobie dwóch asekurantów obsługujących niezależnie żyły liny połówkowej – i taki manewr został zastosowany przy przejściu Klenia.
Finalne prowadzenie odbyło się 25. maja b.r. i stanowiło udane zwieńczenie wysiłków jakie Przemek poświęcił temu przejściu – pracował na nim, z przerwami, od ponad dwóch lat. Droga padła we wzorcowym stylu HP, bez kraszy, w pierwszej próbie tego dnia – wszystko odbyło się pod pełną kontrolą. Ponadto warto zaznaczyć – na startowym kancie Klenio wyeliminował wykuty przed wielu laty w gładkiej płycie chwyt/stopień, nie używając go i tym samym robiąc czyste przejście. Być może chwyt ten zostanie zalepiony.
Jeżeli chodzi o cyfrę to padło sakramentalne sześć-pięć – ale jak zaznacza autor – jest to wyłącznie propozycja, gdyż poświęcając się długo jednemu zagadnieniu łatwo o zatracenie horyzontu. I prosi chętnych o jej weryfikacje, a choćby i tylko taką pobieżną – z wstawki na wędkę.
Paweł dr know Olendzki