Czyli nie tylko sierp młotem się wykuwa
Wyobraźcie sobie taką scenkę rodzajową, po wielu godzinach podejścia w górach, zaczynacie szpejenie. Zakładacie amerykańską uprząż, włoskie raki, niemiecki kask, wiążecie się czeską liną, a do szpejarki wpinacie hiszpańskie karabinki, na których wiszą ukraińskie haki. W tym momencie należało by zadać pytanie „skoro inne nacje są dobre w produkcji szpeja to w czym są dobrzy Polacy ?” Muszę rozczarować wszystkich fanów piłki nożnej, ostatnie wyniki (tak z ostatnich 25 lat) pokazują, że nie jest to nasz sport narodowy, natomiast Polacy są ekspertami od wszystkiego innego, w szczególności od biadolenia jak to jest źle i nic się nie da zrobić. Dobrze że taki Janek z RKS tego nie wie i stworzył jedne z najlepszych ostrzy drytoolowych jakie miałem okazje wkręcić w dziabę. Ale po kolei bo początek historii nie brzmi jednak optymistycznie.
Nadredaktor do testowania przysłał mi dwa zestawy ostrzy, jeden agresywny od Melona z Częstochowy, drugi klasyczny od Janka z Rzeszowa. Jako że wiele miesięcy wcześniej umoczyłem swoje „nietykająceskałypaluchy” w projekcie melonowych ostrzy to w celu zachowania rzetelności testu, postanowiłem zrezygnować z ich oceny i oddać je „silnomonorękiemu” Klimasowi, aby ten poużywał ich sobie na tatrzańskich wyrypach. Sam zabrałem się natomiast za zajeżdżanie ostrzy RKS.

Pierwsze wrażenie było pozytywne, ładne czarne ostrza, a przecież wiadomo, że wszystko co nowe musi być super, bowiem jak powiadają starożytni górale z Krupówek „new is always better”. No ale że wygląd w drytoolu ma takie samo znaczenie jak urodziny teściowej, należało zabrać się za tłuczenie w skałę (ostrzami nie teściową). Problem w tym, że w dniu kiedy pierwszy raz wkręciłem je w głowicę wspinałem się w lodzie. No cóż ostrza drytoolowe w lodzie to tak jakbyśmy na polowanie na bażanta zabrali bazooke. Jest po prostu za grube, za wysokie i w ogóle o złej geometrii. Przejście WI3 nawet na wędkę graniczyło z cudem, a wyrywane wraz z ostrzami, lodowe telewizory o mały włos nie wysłały mojego partnera do krainy wiecznej zmarzliny.
No dobra ale test był z oczywistych powodów nieadekwatny, w końcu kto normalny robi lodospad z ostrzem do suchego narzędziowania. Pora była zatem na drugie, już bardziej wiarygodne podejście, tym razem do kadzielnianego mikstu. Niestety, nawet przesiadka na ulubioną skałę nie poprawiła oceny kształtu ostrza. Było kiepskie, prawie tak samo kiepskie jak oryginalne ostrze. Jednym słowem padaka jakiej nie zaprojektowałby nawet Olisadebe w piwnicy u Benhakkera. Zdruzgotany wykręciłem ostrza i zrobiłem z nimi to na co zasługiwały, wyrzuciłem je do kosza na surowce wtórne – bardziej się przydadzą jako element pancerza reaktywnego Rosomaka.
No dobra trochę przesadzam. Nie oddałem ich na przetopienie do Bumaru, a negatywne odczucia to raczej wynik mojego zboczenia w stronę agresywnych kształtów, niż rzeczywistej nieudolności w projektowaniu. Zrozumcie jednak, że wymaganie ode mnie abym polubił „klasyczne, płaskie ostrze” to trochę tak jak wymaganie od faceta w Maserati, aby ucieszył się z jazdy hatchbackiem żony w poniedziałkowym korku. Ostrza nie są aż tak złe, ale mimo wszystko zniechęcenie sprawiło, że zdruzgotany postanowiłem zakończyć recenzję rzeszowskich zabawek.
Jednak zbiegiem okoliczności, Janek omyłkowo wysłał mi kolejną przesyłkę. Otwierając kopertę, spodziewałem się raczej zdjęcia z największego zakładu fotograficznego dla kierowców, wezwania do Urzędu Skarbowego, albo w najlepszym wypadku pozdrowień od pani Beatki z ZUS. Jakie było moje zdziwienie gdy oczom moim ukazał się najnowszy projekt RKS – ostrza o superagresywnym kształcie. Tym oto sposobem zacząłem podejście numer dwa.

fot. M. Ostrowski
Pierwsze wrażenie najnowych ostrzy było bardzo pozytywne, wiadomo przecież, że „new is always better”. Tym razem jednak pozytywy nie zakończyły się na samym wyglądzie. To co rzuciło się w oczy (a w zasadzie ręce) na samym początku to zmniejszona waga, która została odchudzona za pomocą sprytnie przemyślanego systemu otworów rozmieszczonych w miejscu głowicy. Chwile zastanawiałem się jakie to ma znaczenie czy znajdują się one na miejscu głowicy, a nie na środku czy na końcu ostrza, ważne przecież aby waga spadła. Olśnienie przyszło kilka dni później gdy zawisłem na zaklinowanym poziomo ostrzu. Nie tylko nie pękło, ale nawet się nie odkształciło. Tak rozmieszczony system otworów nie wpływa negatywnie na wytrzymałość ostrza. Chapeau bas!
Kolejną rzeczą, na którą zwróciłem uwagę, było niespotkane jeszcze w ostrzach krajowych pocieniowanie końca. Doceniłem je już podczas pierwszego dnia wspinanie. Jako że wiosna w tym roku była łaskawa dla zimnolubnych, udało mi się wstawić w Dartha Vadera
(D/M 7+) w warunkach ekstremalnie mikstowych, gdzie poza boulderowym drytoolem miałem do czynienia z kilkumilimetrową polewką lodową. Precyzja z jaką ostrze penetrowało zalodzone hakodziurki była dotychczas niespotykana w drytoolu. Jednym słowem genialne połączenie lekkości ostrza lodowego z agresywnością ostrza toolowego.
W chwili pisania tego testu nie dane mi było jeszcze dokonać pierwszego ostrzenia, ale profil i wysokość ostrza sprawiają wrażenie łatwego do odzyskania pierwotnej geometrii. Warto także wspomnieć, że wysoki pióropusz zębów nad głowicą sprawia optymistyczne wrażenie nie tylko podczas zapinania „niebasałykowej” czwórki w suficie, ale świetnie się uzupełnia z agresywnym kątem natarcia pierwszego zęba. Jednym słowem dociśniecie dziaby podczas pullera w suficie jest dużo prostsze niż w oryginalnym ostrzu, a tym samym „śmiganie” plecami do ziemi jest niewiele trudniejsze niż w pogiętym jak suchy banan Ergo. Jest to ostrze prawie idealne i złego słowa nie mógłbym o nim powiedzieć, nawet gdybym był podłączony do akumulatora w Guantanamo.
Na zakończenie wypada odpowiedzieć na tradycyjne już pytanie: czy kupiłbym testowane ostrza? Odpowiem anegdotą – gdy pisałem do Janka w sprawie pomyłki jaka zaszła w wysyłce, powiedziałem mu tylko jedno „Janek, ja Ci tych ostrzy już nie oddam!”
Karol B. Szpej
PS. Pierwsze „feralne” ostrza okazały się pomyłką produkcyjną. Porównanie ich z analogicznymi ostrzami z tej samej serii wykazały znaczną różnicę w wielkości pierwszego zęba. Postanowiłem zatem, że odzyskają należną im chwałę dzięki pilnikowi z castoramy i przerobiłem je na ostrza lodowe – są teraz wunderwaffe.